"Życie daje w kość tym ludziom, którzy dadzą radę to wytrzymać"
- Lubię te gwiazdy - powiedział i wskazał na nie. Leżeli na łóżku dziewczyny i podziwiali jej prywatne gwieździste "niebo". Był tym bardzo zachwycony.
- To zwykłe gwiazdki na klej, świecące w ciemności, nic nie zwykłego. - Aden tylko zaśmiał się i pocałował ją. Zaczął przyglądać się swojej kochance. Nie chciał tak jej nazywać. Chciał, by była jego żoną. By była jego i tylko jego.
- Kocham cię - orzekł. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie mów tego. Nie teraz. Jutro wasze zaręczyny, a za tydzień ślub. Zadajesz mi tylko niepotrzebny cios w serce - wyszeptała. Przyciągną ją do uścisku, a ona rozpłakała się na dobre.
- Posłuchaj, rozmawiałem z pastorem. Da nam podpisać papiery tylko ślubu cywilnego, bo ja jej naprawdę nie kocham i nie mógł bym przyrzekać jej miłości przed Bogiem. Pobędę z twoją siostrą tylko chwilę, potem rozwiedziemy się, a ciebie zabiorę stąd. Wyjedziemy gdzieś daleko. Będziemy razem szczęśliwi, tylko my i nasze dzieci, ale jeśli nie chcesz to powiedz słowo, coś innego wymyślimy.
- Nie.
- Jak to nie? - zapytał. - Nie kochasz mnie? - Złapał jej ręce i pocałował je. - Nie chcesz Nas?
- Chcę - położyła dłonie na jego policzkach. - Tak bardzo chcę, ale nie mogę zrobić tego mojej siostrze.
- Jak to nie możesz? Ona na twoich oczach robiła ci krzywdę, dokuczała ci i ty jeszcze mówisz, że nie możesz jej tego zrobić? - Złapał jej obydwie dłonie. - Kochanie, ona zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem. Zgódź się, proszę, Luno - błagał ją klęcząc. Kochał ją całym sercem i nie mógł dać jej odejść. Byłby to najgorszy błąd jego życia.
- Nie wiem, Sole, nie wiem. - Pokręciła głową bezradnie. - Po prostu się zastanowię, dobrze?
- Oczywiście, kochana. - Nadal klęczał przed nią, tylko tym razem miał swoją głowę na jej kolanach. Przeczesywała delikatnie jego włosy, co bardzo podobało się Adenowi. Nagle chłopak podniósł się i usiadł obok Lauryn. Złapał jej ręce i spojrzał w oczy. - Posłuchaj, nie ważne co zadecydujesz, chcę ci coś podarować, przynajmniej na pamiątkę. - Sięgnął to tylnej kieszeni, by schować coś w pięść. Wyciągną ją przed siebie i położył na kolana kasztanowłosej. - "Jesteś moją... Już sam nie wiem kim (...) Jesteś miłością, szczęściem, dobrem i złem. Jesteś porą mojego życia"* Kocham cię i nie sądzę, że przestanę. Jesteś moją prawdziwą miłością, dlatego daję ci to. - Otworzył pięść, a na jej ręce wyleciał piękny pół na pół srebrny oraz złoty pierścionek z dwoma kamieniami. Jeden był z dwoma kolorami, niebieskim i zielonym, jak oczy Adena, a drugi ciemno-brązowy, wręcz czarny, jak jej oczy. - I przy okazji chciałbym się ciebie zapytać. Jeśli dana byłaby okazja i byłoby to możliwe, wyszłabyś za mnie?
Rozpłakała się. Wcześniej próbowała się powstrzymać, ale było to niemożliwe. - Tak, tak, po stokroć tak. - Rzuciła się na niego, nie zważając na to, że mogłaby go przygnieść. - Też cię kocham i to tak strasznie mocno.
~~~~
Dzień zaręczyn przyszedł szybciej niż się spodziewała. Nie chciała w ogóle wstawać z łóżka, ale musiała. Musiała pokazać, że ma się dobrze i jest jak zwykle pogodna. Gdy już wstała zobaczyła na swojej lewej ręce pierścionek zaręczynowy i na jej usta wpłynął uśmiech. Może i była to ich ostania noc, może i ich plan może się nie udać, ale wierzyli w to z całego serca i tego się trzymajmy. Weszła do garderoby i rozglądała się po niej. Miała zbyt dużo ciuchów, by szybko coś wybrać. Po kilkudziesięciu chwilach wybrała czarne spodnie z wysokim stanem, zwiewną bluzkę z długimi rękawami, która odkrywała całe ramiona i prawie cały dekolt. Na stopy założyła sandały, a na jej palcach znalazły miejsce pierścionki. Z uśmiechem na ustach zeszła do jadalni, gdzie byli wszyscy. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła. Każdy zabrał się za jedzenie smakowitości, które były na stole. Po zjedzonym posiłku odeszła od stołu, uprzednio dziękując. Resztę dnia spędziła spokojnie, siedząc w ogrodzie na swojej ulubionej huśtawce, która stała na samym środku ogrodu, i czytając książkę. Huśtawka była przyczepiona do dwóch pięknych i wysokich drzew. W około rosły różne rodzaje kwiatów w klombach, co dawało temu urok. Gdy przyszedł czas szykowania się do balu, nie spieszyła się. Miała czasu pod dostatkiem, a może to to, że jej kochany miał wtedy zaręczyny? Sama nie wiedziała. Była już pod drzwiami gdy nagle z sąsiednich drzwi usłyszał swoje imię więc podeszła i nasłuchiwała:
- Macie, posłuchaj, nie zostawię tak tego, mój syn nie będzie chodził całe życie nie szczęśliwy z powodu twojego widzi mi się! - wykrzyknęła Ceila, którą Lauryn poznała po głosie. Miała dość specyficzny głos, delikatny z nutką srogości. - Nie możesz jej zamknąć w wieży i tam przetrzymywać! To twoja córka, musisz chcieć dla niej wszystko to co dobre, człowieku ogarnij się. - Po tych słowach nie było słychać nic, więc odsunęła się od drzwi i weszła do swojego pokoju. Tam już czekała na nią białowłosa piękność - ubrana w prosty kombinezon z ramiączkami sięgający przed kolano. Uśmiechnęła się do samej Lady Kamille, delikatnie skinęły do siebie głowami. Wbrew pozorom prywatna krawcowa księżniczki była młoda, nawet bardzo. Zawsze skryta pod wielkimi kapeluszami i okularami przeciwsłonecznymi. Pięknie projektowała, a ubrania, które szyła były idealnie. Usiadła na fotelu przed lustrem i zamknęła oczy. Oddała się w ręce swojej makijażystki i fryzjerki za razem. Jak zwykle zobaczy efekt końcowy i będzie zaskoczona, jak zwykle pozytywnie. Wyciągały z niej tą piękną część. Po kilkudziesięciu minutach otworzyła oczy. Podniosła się z krzesła i odwróciła przodem do wielkiego lustra.
Miała na sobie długą liliową sukienkę, która jako górę miała wyhaftowane listki na przeźroczystym materiale, który miał głębokie wycięcie w dekolcie. Im bardziej szło się w dół sukienki listki zdawały się tworzyć gałęzie na pięknym rozkloszowanym dole. Miała na głowie perukę, brązowe włosy od góry do dołu przechodziły w jaśniejszy brąz, a sięgały jej one do kości ogonowej. Miała powieki pomalowane różnymi odcieniami brązowego, a usta delikatnie podkreślone różową pomadką. Przytuliła obydwie kobiety i bardzo podziękowała. Spojrzała na zegarek i była spóźniona dobrą godzinę. Szła korytarzem z podniesioną głową i o mało nie wywaliła się na schodach na tych pięknych bordowych szpilkach.
- Witaj księżniczko - strażnik ukłonił się przed nią. - Księżniczka akurat zdążyła na koniec wystąpienia senatora, co było dobrym pomysłem - powiedział ciszej. Zaśmiała się na uwagę strażnika. Uwielbiała, że osoby pracując w pałacu traktowały ją jak równą sobie, wręcz kochała to. - A teraz zrobimy księżniczce wielkie wejście - powiedział i przeszedł małymi drzwiami obok tych wielkich, tak zwane przejście dla służby. - Oto przedstawiam - na sali rozbrzmiał donośny głos służącego, wszyscy zwrócili na niego uwagę - księżnę Lauryn z Andenii.
Wszyscy spojrzeli na wielkie drzwi przez, które przechodziła księżniczka. Zapierała dech w piersiach. Eva zrobiła się czerwona ze złości, bo po pierwsze nikt na nią nie patrzył teraz, a po drugie Jej książę patrzył się na tę "ofiarę". I to nie prawda, że wygląda piękne, liliowy dawno wyszedł z mody - prychnęła w myślach starsza. Za to młodsza uśmiechała się od ucha do ucha. Teraz to była jej chwila i nikogo innego.
~~~~
- Czy mogę księżnę prosić do tańca? - zapytał książę Biesteru, który podszedł do stolika Lauryn. Kiwnęła głową twierdząco i złapała jego dłoń. Zespół zaczął grać wolniejszą melodię, a oni oboje dosłownie sunęli po parkiecie.
- Pięknie wyglądasz - wyszeptał. Uśmiechnęła się do niego. Okręcił ją i powrócili do pozycji wyjściowej.
- Dziękuję ci - podziękowała. Podczas tańca patrzyli na siebie z miłością. Tańczyli ze sobą trzy tańce pełne emocji. Było to piękne, a królowa Ceila przyglądała się temu. W jej oczach zaświeciły łzy. Nie mogła pozwolić im to zdusić w zarodku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pozostaw po Sobie mały ślad. To dzięki Tobie mam pomysły.